sobota, 8 listopada 2014

Czy skoro aloes tak świetnie regeneruje komórki, to czy nie odnawia też tych nowotworowych?


Aloesowi w swoich postach poświęcam dużo miejsca. Wynika to z wiedzy, jaką posiadam o tej cudownej roślinie. Wiem sporo :) i na to pytanie mogę odpowiedzieć:

NIE. 


Aloes nie tylko nie przyczynia się do namnażania się komórek nowotworowych, ale też wspomaga organizm w walce z nowotworem. 



Żebyście zrozumieli o co chodzi ... napiszę najprościej jak potrafię. Komórki w organizmie komunikują się ze sobą. Jak coś jest z nimi "nie tak" to wchodzą na drogę kontrolowanej śmierci. Komórki nowotworowe mają tą komunikację zaburzoną i nie chcą się temu komunikatowi podporządkować. Jest taka substancja, która nazywa się LIKOPEN. Występuje chociażby w przetworach pomidorowych. Likopen powoduje, że ta komunikacja między komórkami "naprawia się" i komórka nowotworowa ulega samozniszczeniu.



Poza tym, jest coś takiego jak SELEKTYWNA CYTOTOKSYCZNOŚĆ. Taką właściwość posiada wiele naturalnych substancji. m. in. miód. Oznacza to, że miód zabija komórki rakowe, choć nie niszczy zdrowych komórek. 



Myślę, że musimy tu wyjść od konwencjonalnego podejścia, gdzie antybiotyk zabija zarówno dobre i złe bakterie w naszym organizmie, a leczenie raka np. "chemią" zatruwa cały organizm. Substancje naturalne potrafią odróżnić wroga od przyjaciela, czego nie potrafią te syntetyczne!






Ta grafika nie jest po to by Was demotywować - wręcz przeciwnie :). Chcę zachęcić Was do dbania o własne zdrowie oraz poszukiwania i przyswajania niezbędnej do tego wiedzy. Nie bójcie się stosować preparatów naturalnych. To niewiedza wywołuje strach, bo jak rozumiem, ze strachu wynikało pytanie, które usłyszałam od jednej z osób, która czyta tego bloga.




Cieszę się, że te pytania zadajecie, będę odpowiadać na nie w miarę możliwości w komentarzach, artykułach czy na priv. Piszcie, dzwońcie i pytajcie :)

środa, 22 października 2014

Czy antyperspirant ma coś wspólnego z rakiem piersi?

Październik jest miesiącem walki z rakiem piersi. W internecie organizowane są różne akcje uświadamiające, krążą zabawne łańcuszki, o których jest nawet głośno w telewizji ... wszystko po to by zwrócić naszą uwagę na problem. Wiele osób i firm przyczepia różową wstążeczkę - symbol walki z rakiem piersi. Postanowiłam więc zrobić coś więcej w tym temacie i poruszyć go na blogu. Zainspirowały mnie do tego moje koleżanki. Tak się składa, że mam do powiedzenia coś ciekawego w tej sprawie. Chcę podzielić się z Wami również tym, co robię i czego nie robię z myślą, by zachować zdrowie piersi. Przecież są moim niewątpliwym atutem :).



W lipcu 2013 roku przygotowałam i wygłosiłam prezentację pt. "Dezodorant  a antyperspirant. Aluminium. Czym to pachnie?". Ten post to w znacznej mierze spisana treść mojego wystąpienia. Mam nadzieję, że nagram tą prezentację i inne, które przygotowałam w zeszłym roku, by udostępnić je Wam do obejrzenia. Tymczasem, wróćmy do tematu :).

Jesteśmy aktywni fizycznie, zabiegani, zestresowani. Reklamy wokół sugerują, że nie wypada się spocić i pachnieć nieświeżo. "Na szczęście" jest na to rozwiązanie - antyperspirant w spray'u, kulce czy sztyfcie.  Działają 24, 48 lub nawet 72h. Są też środki do wewnątrz blokujące wydzielanie potu. Spytacie pewnie, o co mi chodzi? Odpowiem, ale wszystko po kolei. 

Skąd się biorą nieprzyjemne zapachy?
Zacznę od tego, że ludzki pot sam w sobie nie ma zapachu, dopóki nie zostanie sfermentowany przez bakterie znajdujące się na naszym ciele. Rozwojowi bakterii sprzyja:
- ciepło
- wilgoć
- środowisko zasadowe.
Jako, że pacha jest najcieplejszym miejscem na ciele człowieka, a większość ludzi myje się środkami czystości o odczynie zasadowym (większość mydeł w kostce i ich roztworów wodnych ma właśnie roztwór zasadowy), to pojawienie się bakterii w miejscu, gdzie wydzieli się pot nie stanowi problemu. Skóra po prostu traci swoje niskie pH, które stanowi ochronę przed kolonizacją bakteryjną. To idealne środowisko dla rozwoju bakterii. Ich działalność daje właśnie ten nieprzyjemny zapach, którego chcielibyśmy uniknąć. I dlatego ludzie stosują reklamowane antyperspiranty. Nie wiedzą, że to nie jest najlepsze wyjście z sytuacji. O tym za chwile. 

O co chodzi z tym pH?


Skóra człowieka ma pH lekko kwaśne w zakresie 5.2 - 5.6. Każdy z nas ma indywidualną wartość pH skóry. Na pewno znacie z reklam kosmetyki o pH 5,5 - "idealne dla skóry". Znów się przyczepię. Nie tak całkiem. Wyobraź sobie, że jeśli wewnątrz naszego organizmu dojdzie do zmiany pH wielkości 0,1 (jednej dziesiątej) to od razu zaczynają działać mechanizmy broniące przed śmiercią. Jeśli na skórę stosujemy kosmetyk o odczynie nie pasującym do naszego pH skóry, to raczej nie umrzemy, ale może to powodować różne niepożądane reakcje.

Czym się myć? 
No tak, nie łatwo mi dogodzić. ale i Wam polecam to, co stosuję już sama dobrych kilka lat. Co to jest? Kosmetyki do codziennej higieny intymnej, ciała, rąk i twarzy (wszędzie tam gdzie mamy skórę:)), które potrafią dopasować się do pH skóry, każdego kto będzie ich używał. Brzmi zagadkowo, ale odpowiedź jest prosta. Chodzi o aloesowe mydła i żele do kąpieli. To właśnie aloes, przez to, że jest adaptogenem ma taką zdolność. Dopasowuje się do pH skóry każdego z nas z osobna i nie powoduje żadnych podrażnień. Przez kosmetyki aloesowe rozumiem te, w których aloes jest głównym składnikiem (60 - 90% zawartości), a nie te z dodatkiem aloesu (np. 0,5%). Skóra zachowuje swoje lekko kwaśne, indywidualne dla każdego pH i bakterie się nie namnażają. Kwestię bakterii i brzydkiego zapachu mamy już ostatecznie rozstrzygniętą. Ale co z potem?

Co wybrać: dezodorant czy antyperspirant? Jest jakaś różnica?
Pocimy się. To normalna reakcja na przegrzanie organizmu. W zasadzie nie powinniśmy tego blokować, ale wiem jak jest. Chcę tylko powiedzieć, że zdrowy człowiek nie poci się aż tak bardzo, by mieć kałużę pod pachami. Znamy ten obrazek z reklam, ale nie dajmy się zwariować. Jeśli natomiast dobrze wiesz, co to znaczy to masz nadmierną potliwość i to się leczy! Nie chcemy się jednak pocić, a czuć komfortowo, gdy łapiemy się za drążek w autobusie (znów sugestia reklam). Co stosować? Dezodorant czy antyperspirant? Jest w ogóle jakaś różnica między nimi? Ogromna.

Jak działa antyperspirant?
Antyperspirantu używamy, żeby nas potem nie zlało. Jak uzyskujemy taki efekt? Większość tego typu środków, jeśli nawet nie wszystkie zawierają  związki aluminium (najczęściej siarczan glinowo - potasowy). To właśnie one są odpowiedzialne za blokowanie wydzielania potu. Sole aluminium działają ściągająco na kanaliki potowe w skórze, i zatykają je. Hamują też rozwój bakterii, a jakże :). I o to przecież nam chodzi. Jednak blokowanie kanalików potowych solami aluminium ma swoje konsekwencje.

  • Po pierwsze, w miarę wysychania antyperspirantu na ciele sole aluminium krystalizują się i zostawiają smugi na naszych ubraniach. Każdy, kto ich używa doświadczył białych/żółtych śladów pod pachami i na bokach, które po praniu i suszeniu twardnieją, bo przecież trudno je wyprać. To jednak nie jest najgroźniejsza konsekwencja.
  • Po drugie, pot, który nie ma szansy wydostać się na zewnątrz, bo utknął w naszej skórze. Wraz z potem chcemy pozbyć się również części toksyn z naszego organizmu. Przez skórę też oddychamy (zachodzi wymiana gazowa). Blokujemy ruch substancji w obie strony. W dodatku jesteśmy niekonsekwentni w swoim działaniu, bo przecież celowo chodzimy do sauny, żeby się trochę spocić i nadrobić zaległości ;)
  • Po trzecie, sole aluminium nie są obojętne dla naszego organizmu. Gdy je raz do niego wprowadzimy, to trudno się ich pozbyć. Odkładają się chętnie w tkance tłuszczowej: zarówno w dole pachowym jak i w odpachowej ćwiartce piersi (to tam statystycznie najczęściej występują guzki), ale również w mózgu. Oczywiście antyperspiranty nie są jedynym źródłem aluminium dla naszego organizmu, tylko jednym z wielu (np. wyściełane wnętrza kartonów spożywczych, folia aluminiowa - kontakt z żywnością, w środkach zobojętniających kwasy w żołądku). Jest tego trochę.  Dotarłam do publikacji, które sugerują, że zbyt duże stężenie aluminium w organizmie utrzymujące się przez pewien czas może przyczyniać się właśnie do powstawania raka piersi i chorób mózgu (np. choroba Alzheimera). 
Nie chcę tu popadać w panikę, ale jeśli mam dokładać codziennie sobie dawkę aluminium z antyperspirantu i ryzykować tego konsekwencje, to zrezygnowałam z tego zabiegu higieny. Hola hola :) nie oznacza to jednak, że wszytko mi jedno i nie dbam o to. Jak to robię inaczej niż sugerują reklamy?

Co stosować zamiast antyperspirantu?
Przede wszystkim trzeba zadbać o właściwą potliwość ciała. Jeśli dotyczy cię problem nadmiernej potliwości to skonsultuj się w tej sprawie z lekarzem. Ja profilaktycznie piję miąższ aloesowy i łykam minerały. Wspomaga to oczyszczanie mojego organizmu i reguluje wydzielanie potu. Jeśli nawet się spocę, to nie ma on zapachu, szybko wysycha i nie pozostawia śladów. To są sytuacje ekstremalne. Tak bym je nazwała. Na co dzień myję ciało kwaśnym mydełkiem. Można używać dezodorantu, ale nie antyperspirantu! Są dezodoranty naturalne: aloes i kryształ górski (ałun). To moja propozycja dla Was. Osobiście wybrałam dezodorant aloesowy, ale wiem, że są kobiety, które są zadowolone z ałunu. Macie wybór.



dezodorant aloesowy:

Piszę o tym, bo wiem jak ważne jest to czego używasz pod pachami. Powtarzała mi to moja mama i zapamiętałam :). Przecież mamy tam węzły chłonne. Dzięki radom mamy nigdy nie stosowałam również kremów do depilacji pod pachami jak delikatne by one nie były. Coraz częściej w gabinetach ginekologicznych pojawiają się plakaty z hasłem "Karmisz dziecko piersią  - nie stosuj antyperspirantów". Młode matki często nie wiedzą co zrobić z tą informacją i czego używać zamiast. Te apele wynikają z tego, że w ćwiartce odpachwowej piersi znajduje się najbardziej wartościowe dla malucha mleko i kobiety zachęcane są do ściągania go stamtąd. Problem pojawia się, gdy wraz z tym mlekiem dziecko "na dzień" dobry dostaje dawkę aluminium, która na pewno nie wpłynie pozytywnie na rozwój jego mózgu i układu nerwowego. Co odważniejsi upatrują w tym nawet przyczyn ADHD u dzieci w ich późniejszym rozwoju. Niemniej jednak, ja bym z tym zaleceniem lekarzy nie dyskutowała :). Ponadto, kobietom, które już dotknął problem guzków w piersi również lekarze zalecają zrezygnowanie z antyperspirantu. Nie wiem jak Wam, ale mnie to daje sporo do myślenia. Co ciekawe, rak piersi to nie tylko domena kobiet. Rzadko, bo rzadko, ale dotyczy to też mężczyzn!

Jeśli ktoś z Was używa kryształu górskiego, to proszę o komentarz pod tym postem. Chętnie poznam Wasze doświadczenia. Jeśli chcesz, możesz pokazać ten artykuł swoim znajomym, udostępnić, skomentować czy dać "like" lub "+1".

sobota, 4 października 2014

Najlepsza na STRES ... witamina C.

Wy też to obserwujecie? Ludzie wokół chodzą podminowani, poddenerwowani, krzyczą
do siebie, 
biegną gdzieś za czymś ... Czasem zadaję sobie pytania:

Czemu na co dzień jesteśmy skwaśniali, źli?
Czemu łatwiej nam warknąć na sąsiada niż się do niego uśmiechnąć?
Czemu na co dzień wszystko nas wkurza?


Mając jedne i te same mięśnie mimiczne twarzy potrafimy jęczeć i warczeć na siebie nawzajem i tymi samymi mięśniami uśmiechać się do siebie. Kto o tym decyduje? Oczywiście my sami, każdego dnia od nowa. 


Tylko jaak uśmiechać się i być radosnym skoro mamy tyle powodów do zdenerwowania się, tyle sytuacji, w których mamy stanąć na wysokości zadania i wykazać się. Często stwierdzenie "wrzuć na luz", bardziej nas denerwuje niż uspokoi, bo przecież jeszcze tyle do zrobienia ... . Tak wygląda nasza codzienność. Możemy starać się coś z tym zrobić, zrelaksować się, ale ciężko jest dziś uniknąć sytuacji stresowych. Stres może nas paraliżować w działaniu ...

Jak stres zostawić za drzwiami?

... ale też mobilizuje do działania. Znam takich, którzy beż stresu już nie potrafią funkcjonować. Życie w  stałym napięciu to dla nich normalny stan.

Jak poradzić sobie bez stresu :)?


W aptekach pojawia się coraz większa liczba nowych preparatów, żeby walczyć:
z nerwicą, 
* z depresją
* z bezsennością,  
* z napadowymi nerwicowymi bólami brzucha,
* z jąkaniem, 
* z wysokim ciśnieniem, które ma podłoże nerwicowe. 

W telewizji czy radiu można trafić na reklamy preparatów, które niwelują stres przed pójściem do pracy w poniedziałek! 

I ludzie sięgają po  te pigułki, szukają w nich ratunku i wyczekują poprawy, by móc lepiej pracować, koncentrować się na zadaniach, żeby te myśli nie były takie rozbieganeA co dostają? Robią się coraz bardziej tacy "byle jacy". Cała grupa chemicznych środków uspokajających, wyciszających jest tak naprawdę środkiem ogłupiającym, przy okazji, zwalniającym proces myślenia.

Tymczasem chcę powiedzieć o jednym związku chemicznym naturalnym i jest to witamina C.
Jest to jeden z najstarszych środków uspokajających :). 


Witamina C to środek, który zużywa się na bieżąco. Matka natura nas własnej witaminy C pozbawiła. My - ludzie nie potrafimy wytworzyć sobie witaminy C, tyle ile każdemu z nas potrzeba. Taką umiejętność mają chociażby psy, które w zależności od potrzeb potrafią wyprodukować sobie tyle witaminy C, ile w danym momencie jest im potrzeba. Człowiek może tym zwierzętom tylko z tego powodu zazdrościć. Ale właściwie po to mamy rozum ;)? Skoro to wiemy, to powinniśmy się zachowywać odpowiednio, odpowiednio żywić i skomplementować.

Wiecie w jakim naszym organie jest najwięcej witaminy C? 


Najwyższe stężenie witaminy C w naszym organizmie występuje w nadnerczach. Dlaczego? 

W nadnerczach powstaje hormon, który jest odpowiedzialny w naszym organizmie za wszystkie reakcje nerwicowe, za wszystkie reakcje na stres - ADRENALINACzy wiesz, że aby wytworzyć jedną cząsteczkę adrenaliny potrzeba jednej cząsteczki witaminy C? Wszystko jasne? Już rozumiesz? 

Tak, w sytuacjach stresowych, w czasie, gdy mamy "dużo na głowie" polecam sięgnięcie po witaminę C, wyłącznie naturalną. Najlepiej z naturalnego źródła np. z owoców aceroli, zamkniętą w otrębach. Ten patent gwarantuje wysoką wchłanialność witaminy C, ponieważ powinniśmy przyjmować ją stale w małych dawkach. To tak jakbyśmy byli podłączeni cały czas do kroplówki z witaminą C.  Zamknięcie witaminy C w otrębach właśnie na to pozwala. W żołądku pęcznieje i powoli uwalnia witaminę C z aceroli małymi porcjami do organizmu. 

Tak wygląda witamina C, którą jem na co dzień (z aceroli w otrębach). 


O radzeniu sobie ze stresem naturalnymi sposobami napiszę więcej. Czekam teraz z niecierpliwością na dostawę książki, którą zamówiłam przez internet. Obiecuję, że podzielę się z Wami wiedzą zdobytą po lekturze.



z wykładu dr Marii Kraczki, Kraków, sierpień 2013


czwartek, 28 sierpnia 2014

Aloes goi tarczycę. Choroba Hashimoto (3).


Trzeci przypadek choroby, która z przewlekłego stanu zapalnego przechodzi w chorobę autoimmunologiczną - niedoczynność tarczycy i choroba Hashimoto. Dziś chcę się z Wami podzielić moją wiedzą na temat tego jak należy dbać o tarczycę i co to właściwie jest choroba Hashimoto. 



Zanim jednak powiem coś więcej na ten temat, muszę Was jednak przeprosić, bo naobiecywałam Wam, że temat stanów zapalnych zamknę w tych trzech postach, ale już dziś wiem, że tak się nie stanie. Będą kolejne. Mam dla Was jeszcze kilka istotnych informacji i uwag i chcę je Wam przekazać, więc nie poprzestanę na tych trzech artykułach. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi tego za złe, tylko jeszcze na tym skorzystacie :)

Gdyby aloes był panaceum na wszystko,
bylibyśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. 

Wiem też, że dużo miejsca w swoich wpisach poświęcam ALOESOWI -  tej cudownej roślinie, która działa niesamowicie na cały nasz organizm. Pamiętajcie, jesteśmy tylko ludźmi, a aloes działa w pewnym zakresie, robi co może. Gdyby aloes był panaceum na wszystko, bylibyśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Przede wszystkim aloes jest najdoskonalszą rośliną antyzapalną na świecie, a my mamy po prostu go pić. To tak w kontekście stanów zapalnych :). On cały czas jest w tle ... wszystkiego o czym Wam pisałam o stawach, o jelitach, a teraz o tarczycy

Jak to jest, że nawet jeśli pijemy już aloes, może przydarzyć nam się choroba Hashimoto czy inna?

Żyjemy tak jak żyjemy, urodziliśmy się w takim, a nie innym środowisku. Coś dostaliśmy w genach, coś wydarzyło się w nas dużo wcześniej przed tym zanim zaczęliśmy pić aloes. To ukłon w stronę tych, którzy już po niego sięgnęli. W różnym wieku, ale jak mówi stare dobre przysłowie, "lepiej późno niż wcale".  W swoim życiu, choć z roku na rok jestem coraz starsza,  nadal przez większość mojego życia nie piłam aloesu (23 lata). Miąższ aloesowy piję codziennie dopiero od trzech lat! Co to jest 3 lata w porównaniu do 23 :), które przeżyłam w świadomości, że aloes to roślina na oknie w moim pokoju i do głowy mi nawet nie przyszło, że jego miąższ można spożywać! 

Co przyczynia się do niszczenia tarczycy?

  • niedobór jodu w powietrzu (sól jodowana to nie jest dobre rozwiązanie), 
  • niedobór selenu,
  • niedobór różnych składników odżywczych w naszej codziennej diecie, czy w dostępnym pożywieniu w ogóle. np. TYROZYNY - aminokwasu zwanego TYROZYNĄ :)
  • wiek, 
  • wyniszczający tryb życia 24/7.

Tarczyca długo poddawana takim wątpliwym "zabiegom pielęgnacyjnym" staje się jak my sami, zmęczona i szybko przechodzi w niedoczynność i przewlekły stan zapalny. Najpierw jest przewlekły stan zapalny, którego nie zauważamy. Czasem jest tak, że coś nam przeszkadza przełykać, tak, jakby nam się przełyk zwężył, Czasami jest wyraźna z jednej strony jakby grubsza szyja, ale nie zwracamy na to uwagi. Biegamy, latamy ... 


"A co tam grubsza szyja, a co tam przełykanie ...
pewnie jestem nerwowa i coś mi się
nerwowo ścisnęło w gardle."
 


To jest tarczyca, która przez długie, długie lata  była zaniedbywana. Pamiętajmy nic nie dzieje się z dnia na dzień. Pracujemy na to każdego dnia.

Tarczycę odżywia aminokwas - tyrozyna. 
Jeśli go zabraknie to tarczyca zacznie słabnąć. To tak jak z nami.  Jeśli nie będziemy się odżywiać to w końcu staniemy się coraz słabsi i nie będziemy mieli na nic siły. Tak samo jest z naszymi narządami. Jeśli one nie dostaną jeść, a każdy z nich ma swoje potrzeby białkowo - mineralno - witaminowe. Jak trzustka, wątroba, czy właśnie tarczyca "nie dostanie jeść" - składników odżywczych potrzebnych do regeneracji danego narządu, to one najzwyczajniej w świecie padną! Zupełnie jak człowiek, który przed dłuższy czas nie dostawał śniadania, obiadu i kolacji. One padną z głodu. Po prostu zostaną zagłodzone.

Od głodu do stanu zapalnego.
Taka zagłodzona tarczyca, która już daje objawy niedoczynności - objawy stanu zapalnego. tzw. "przewlekłe limfocytarne zapalenie gruczołu tarczowego". Jeśli człowiek nic z tym nie robi i chodzi tak sobie kilka lat, a może i kilkanaście lat to wystarczy jakiś z pozoru nic nie znaczący bodziec - jakaś infekcja, stress, intensywny wysiłek fizyczny i zaczyna się choroba Hashimoto. Co to znaczy? To znaczy, że układ odpornościowy zmęczony stałym przewlekłym stanem zapalnym zaczyna nagle pożerać własną tarczycę. Zaczyna ją pożerać kawałek po kawałku. 

Jak dbać o tarczycę, by ją odżywić każdego dnia?

Przede wszystkim trzeba odżywiać systematycznie tarczycę TYROZYNĄ. Stosuję codziennie odżywkę aminokwasową z tyrozyną w składzie. Wypijam w postaci shake na wodę lub mleko. Ważnym pierwiastkiem jest jod i selen ... suplementuję je każdego dnia. Dostarczają mi je minerały ze skały monolitowej. Oczywiście codziennie piję miąższ aloesowy.  Niestety stresu i aktywnego, wręcz szaleńczego trybu życia trudno sobie oszczędzić i ja to też wiem. Nie jestem tu wyjątkiem.  Z czasem lat też mi nie obywa :). Jednak, tak jak umiem najlepiej dbam codziennie o tarczycę. Już nawet specjalnie nad tym się nie skupiam, bo te działania weszły mi zwyczajnie w nawyk i robię to każdego dnia. W ten sposób daję sobie szansę na to, że któregoś dnia, gdy moja tarczyca może bez mojej wiedzy ( o złośliwa! :)) stać się lekko niedoczynna, ja powstrzymam ten proces, właściwie ją odżywiając. 



miąższ aloesowy:


Ale przypuśćmy, że nie dbamy o tarczycę. Co się wtedy stanie?

Żeby Wam to lepiej wytłumaczyć, będę potrzebowała współpracy z Waszej strony. [Weźcie teraz do ręki białą kartkę A4]. Za tarczycę posłuży nam czysta biała kartka A4. Przypuśćmy, że to będzie nasza tarczyca - zdrowa i cała. 


Tarczyca przez dłuższy czas była w stanie zapalnym i w pewnym momencie nastąpił tzw. "klik autoimmunologiczny"  - układ odpornościowy  "zbuntował się przeciwko niej i zaczął ją  traktować jako wroga. UWAGA - ten klik autoimmunologiczny, działa tylko w jedną stronę. Raz zmylony układ immunologiczny już się nie cofnie! Nie będzie tak, że on zapomniał, że rozpoznał tarczycę, jelito, stawy jako wroga  ... On już zawsze będzie miał tego wroga na celowniku. Można już tylko te procesy nieco osłabić i spowolnić, ale nie można ich odwrócić! Dlatego tak ważne jest to, by się tego momentu wystrzegać wszelkimi możliwymi sposobami! Bo potem już nie ma odwrotu. Jesteśmy skazani na zniszczenie takiego czy innego narządu!

W tym momencie zaczyna się już choroba Hashimoto. Układ odpornościowy rzucił się na nią, a że jest bardzo skuteczny w swoim działaniu to ujadł kawałek. [oderwijcie kawałek kartki]


Tarczyca przed zaatakowaniem już była niedoczynna - produkowała mniej hormonów niż potrzeba. Teraz gdy jest już w części zniszczona, a wiec mniejsza, produkuje jeszcze mniej hormonów niż przed atakiem. W tym momencie pojawiają się takie objawy, których już nie można zignorować:

- totalna niechęć do życia, 
- wypadanie włosów garściami
- skoki ciśnienia
- tachykardia, czyli palpitacje serca
- poty na przemian z uczuciem zimna (Kobietom w wieku słusznym można wmówić, że to klimakterium, ale co powiedzieć mężczyźnie w wieku lat 35?) :)
- łysieją brwi od 1/3
- twarz i szyja jest tak jakby spuchnięta
- nogi puchną
- bardzo szybko się nabiera wagi i za nic nie można jej zrzucić, nawet głodując

Idziemy z tym do lekarza. Najczęściej z tym skaczącym ciśnieniem, bo to jest najbardziej niepokojące. Jak to najczęściej wygląda? Kolejna historyjka, którą może znacie z autopsji:

Przychodzi baba do lekarza w wieku 56 lat i mówi do lekarza:
- Panie doktorze, ciśnienie mi skacze.
- Ooo - mówi lekarz - ale w Pani wieku to normalne  i daje betabloker. 

To lekarstwo przez pewien czas, brane regularnie powoduje, że skoki ciśnienia przez jakiś czas się uspokajają. Ale tylko przez pewien czas. Baba wraca do lekarza za pół roku albo za rok i mówi:  

- Panie doktorze, ja biorę ten lek, tak ja Pan doktor kazał, tabletkę rano i wieczorem, ale ciśnienie mi znowu zaczyna skakać.
- No to zwiększymy dawkę - odpowiada lekarz. 

Tymczasem skoki ciśnienia były spowodowane niedoczynnością tarczycy i tam trzeba było szukać przyczyn. Ta tarczyca ujedzona częściowo [Trzymamy kartkę z oderwanym kawałkiem]. Nasz delikwent, bo nie koniecznie baba trafia wreszcie do endokrynologa i ten stwierdza chorobą Hashimoto. Edokrynolog daje hormon  tarczycy, który tarczyca powinna sama produkować, a nie produkuje, bo jest zaatakowana i częściowo już zniszczona. 

Człowiek bierze ten hormon i jest zadowolony, bo wszystkie dotychczasowe objawy łącznie z wychodzeniem włosów i niechęcią do wychodzenia z łóżka rano, mijają jak ręką odjął. Zrzuca nawet kilka kilo, bo nareszcie w organizmie pojawił się hormon, który odpowiada za prawidłowy metabolizm. Z tym, że branie hormony tarczycy ma się nijak do tego, co się dzieje w samej tarczycy [trzymajcie w ręku tą kartkę] Układ odpornościowy nadal nienawidzi tarczycy i nadal traktuje ją jako najgorszego wroga, niszcząc ją w dalszym ciągu. [oderwijcie kolejny kawałek kartki, dużo Wam tej kartki jeszcze zostało?]

Tarczyca, której jest już bardzo mało, bo układ odpornościowy cały czas prowadził swoją działalność, wydziela jeszcze mniej własnego hormonu, w związku z tym, to co człowiek brał w przypisanej dawce sztucznego hormonu, przestaje mu wystarczać. Znowu się zaczyna:

- niechęć do życia
- wypadanie włosów
- łysienie brwi 
itd ...

Delikwent znów trafia do endokrynologia i mówi:
- Panie doktorze, ten eutyrox, co mi pan dał ... on już nie działa ... 
- Działa, działa -  mówi lekarz - tylko weźmiemy go więcej.

Powtarza się historia. Eutyroxu bierzemy więcej, delikwent wraca do domu, po zwiększonej dawce eutyroxu czuje się jak młody bóg przez kilka miesięcy. Tymczasem proces niszczenia tarczycy przez własny ukłąd odpornościowy postępuje. [oderwijcie kolejny kawałek kartki, mam nadzieje, ze coś Wam tam jeszcze zostało :)]



W końcu tarczycy zostaje tyle, że właściwie lekarz mówi:
- "A wytniemy, po co Pani/Panu takie cuś"

[mam nadzieje że trzymacie w ręku ledwie skrawek kartki, wyrzućcie go z ręki]

Od tego momentu ten człowiek musi żyć z "protezą tarczycy" - proteza to brany stale, przez całe życie, do jego końca eutyrox. Sprawa jest poważna, bo tarczyca jest szefową całego organizmu, zarządza wszystkimi hormonami i wszystkimi układami wydzielania wewnętrznego.

Ta opowieść była złośliwa, przyznaję, ale po to byście zrozumieli, że medycyna niewiele może w spawie chorób z autoagresji, zwłaszcza w przypadku tarczycy. W tym przypadku lekarz może dać nam tylko substytut hormonu, którego zaatakowana tarczyca, już nie może sama produkować. TO NIE JEST LECZENIE! To jest łagodzenie objawów choroby. Leczenie to likwidacja choroby, a ja tu tego nie widzę. Zamiast tego okaleczenie człowieka.

Dlaczego tak późno diagnozuje się tarczycę?

Jest wspaniały artykuł profesora z Lublina - endokrynologa, który mówi jak straszna jest wiedza lekarzy pierwszego kontaktu na temat tarczycy. Jak rzadko oni napotykając pacjenta, u którego można mieć podejrzenie o to, że coś z tarczyca jest nie w porządku, zwracają na to uwagę. Jak rzadko zlecają podstawowe badania TSH, T3, T4, które odpowiedziały by od razu na pytanie: 
Czy tarczyca jest niedoczynna i czy być może należy szukać dalej?


To chyba mój najdłuższy post. Jeśli doczytałeś do końca, to jesteś wyjątkowy. Starałam się jak najprościej wytłumaczyć co dzieje się z tarczycą zanim ją wytną, bo zazwyczaj w takich wypadkach tym to się kończy. Wiem, że tym artykułem nie odpowiem na wszystkie pytania, ale chciałam podzielić się tym, co wiem na ten temat. Obiecuję - jeszcze będzie się działo.


z wykładu dr Elżbiety Olejnik, Bochnia, czerwiec 2013

wtorek, 26 sierpnia 2014

Aloes goi stawy. Reumatoidalne zapalenie stawów (2)


Po moim pierwszym artykule o stanach zapalnych jelit, wiecie już skąd się biorą choroby z autoagresji (autoimmunologiczne)? Właśnie z przewlekłych stanów zapalnych.  Dziś o stanach zapalnych stawów. Jak to się dzieje, że zwykłe bóle kolan mogą przerodzić się w reumatoidalne zapalenie stawów? 


Postaram się to wyjaśnić najprościej jak potrafię.

Zastanówmy się co się stanie, kiedy zamiast jakiegoś nagłego zranienia, jakiejś gwałtownej potrzeby pomocy, macie przewlekły stan zapalny i układ odpornościowy pozostaje w stanie podwyższonej gotowości przez długi, długi czas? Bez przerwy. Wtedy zmęczone komórki układu odpornościowego bardzo łatwo zmylić. Bardzo łatwo podejmą mylną decyzję.

Opowiem Wam historię pewnego człowieka.
Może już ją znacie ...


Człowiek miał przewlekły stan zapalny stawów. Bolało go kolano od czasu do czasu na zmianę pogody ...trochę stopy, trochę kolana, trochę biodra ... trochę łokcie, trochę odcinek lędźwiowy kręgosłupa ... Zawsze coś tam bolało. Nigdy nie było w porządku z tymi stawami. W pewnym momencie ten człowiek dostaje zwykłej grypy. Zaraził się gdzieś i jest chory. Leży, bierze różne specyfiki. Nie pije codziennie aloesu, bo jeszcze nie wie o co chodzi :).  Wychodzi z tej grypy, ale od tego momentu jest w zasadzie półkaleką. Nie może wstać, poruszyć się żeby nie bolało, bardzo go bolą kolana, budzi się w nocy, czasami tak go łamie w krzyżu (tzw. korzonki), że w ogóle nie może funkcjonować. Musi brać jakieś środki przeciwbólowe. Prawdopodobnie w tym momencie nastąpiło to, o czym pisałam na wstępie - zmęczony układ odpornościowy został zmylony, a obecność wirusa grypy przyczyniła się do tego, że układ odpornościowy mylnie rozpoznał elementy własnej chrząstki, która była w stanie zapalnym (UWAGA). W tym momencie układ odpornościowy zaczął ją rozpoznawać jako wroga. Zamiast robić to, co do niego należy, czyli czuwać, żeby w organizmie nie pojawił się prawdziwy agresor - wirus, grzyb, bakteria - nagle zaczyna niszczyć elementy własnej chrząstki. Wtedy mamy chorobę autoimmunologiczną zwaną "reumatoidalne zapalenie stawów" w skrócie  RZS. Jest to bardzo ciężka choroba prowadząca w zasadzie do kalectwa, dlatego że jak układ odpornościowy, skądinąd bardzo skuteczny,  weźmie się za niszczenie chrząstki, to ona nie ma żadnych szans.

Co o RZS piszą sami lekarze ?
Podaję definicję opatrzoną moimi komentarzami:

"RZS - to choroba autoimmunologiczna. Z niewiadomych do końca przyczyn (patrzcie jacy uczciwi - przypis autora) układ odpornościowy atakuje zdrowe komórki stawów tworząc stany zapalne stawów, oraz innych narządów. (o tym też piszę na blogu, bo nie na stawach się kończy). Objawem charakterystycznym jest symetryczne zapalenie stawów. Choroba  atakuje ludzi między 30-tym a 50-tym rokiem życia, częściej kobiety niż mężczyzn. (nie ma sprawiedliwości :P). Przyczyn upatruje się raczej w genach, choć nie wykluczone jest, że RZS może być skutkiem wirusa, urazów czy długotrwałego wysiłku fizycznego."

Wracamy do naszej historii. 


To co było wcześniej z tym człowiekiem medycyna nazywa artrozą. Stawy bolą wtedy, zwłaszcza na zmianę pogody ... są nie w porządku ...  skrzypią, trzeszczą. Mówi się, że każdy po 50tce to ma. 
Wcale to nie jest obowiązkowe :)
Znacie moje podejście - dożywanie starości w pełnym zdrowiu i sprawności!

Jak ze zwykłej artrozy robi się RZS?
Prawdą jest, że przy przewlekłym stanie zapalnym, kiedy układ odpornościowy zwariuje nawet jedna infekcja wirusowa, zranienie,  czy nawet intensywny wysiłek fizyczny może sprawić, że zwykła artroza przerodzi się w RZS.

Dbajmy o układ odpornościowy
i likwidujmy stany zapalne od razu.


Dlatego warto na co dzień dbać o nasz układ odpornościowy, by nie był ani zbyt pobudzony, ani zbyt wyciszony. Najlepiej by był aktywny w sam raz, wtedy, gdy go potrzebujemy. Miąższ aloesowy nam w tym pomaga. Regularne spożywanie miąższu aloesowego buduje naszą odporność i sprawia, że nasz układ odpornościowy pracuje optymalnie. Dodatkowo, miąższ aloesowy, skutecznie, jak żadna inna substancja na tej Ziemi naturalna, czy opracowana przez człowieka, likwiduje stany zapalne w organizmie.

z wykładu dr Elżbiety Olejnik, Bochnia, czerwiec 2013

niedziela, 24 sierpnia 2014

Aloes goi jelita. Zespół jelita nadwrażliwego (1)

Pierwszy temat, który obiecałam poruszyć w kontekście stanów zapalnych i chorób autoimmunologicznych to jelita, a właściwie zespół jelita nadwrażliwego. Jest to choroba o podłożu autoimmunologicznym.



Czy wiecie, że stwierdzono w USA, czyli w kraju, który ma najwięcej na sumieniu jeśli chodzi o złą dietę, wręcz fatalną dietę, że około 80% populacji w zasadzie ma zawsze stan zapalny przewodu pokarmowego. Jak to się objawia? Wszyscy dobrze to znamy:


- żołądek i tzw. zgaga
- jelito grube i wzdęcia (coś co idzie głębiej)



Na stronie bloga na Facebooku zaproponowałam Wam zabawę:



Moje skojarzenia (tym się z Wami podzielę).


ZGAGA - MANTI, RENNIE "już w porządku mój żołądku", RANIGAST
WZDĘCIA - ESPUMISAN "bąbelki, które zbiera"
BIEGUNKA - STOPERAN i "stop biegunce teraz"
ZAPARCIA - XENNA "działa jak natura chciała"


To są środki, które tłumią objawy, tylko i wyłącznie tłumią objawy. To nie jest leczenie i sięganie do przyczyn! Należy zadać sobie pytania:
Dlaczego człowiek ma te gazy i wzdęcia? 
Dlaczego człowieka piecze i ma ogień w przełyku?


Nawiasem mówiąc, jeśli chodzi o zgagę to panuje powszechne, a mylne przeświadczenie: 


"Aha, piecze mnie, to znaczy, że kwas solny zżera mój żołądek"

Powszechnie mówi się też o nadkwaśności w żołądku.  Prawda jest zupełnie inna. Większość przypadków pieczenia w tym miejscu - zgagi jest spowodowana niedoborem kwasu w żołądkowego, a nie jego nadmiarem! Jak jest niedobór kwasu żołądkowego, to resztki pokarmu się tam rozkładają  bo nie było wystarczającej ilości kwasu do strawienia. To właśnie te rozkładające się niestrawione resztki nas pieką. A co wtedy bierzemy? Neutralizator kwasów, czyli jeszcze zupełnie niepotrzebnie dokładamy odczynu zasadowego.

Pisałam już o tym na blogu w poście:

Środki zobojętniające kwasy w żołądku to błąd!

Cytowałam wtedy panią doktor Emilię Kulazinska. Pani doktor Elżbieta Olejnik, mówi to samo! Kiedyś żartowałam, że jak dwie osoby mówią ci to samo, to znaczy, że mają rację. Dziś mówię to zupełnie poważnie.

Bardzo nie lubię reklam rożnych tego typu środków w telewizji i ciesze się, że są już zabronione takie, w których pan w białym fartuchu  ze stetoskopem na szyi, stający w pseudo autorytecie lekarza wygłasza różne mądrości na temat tego typu środków, co mogłoby sugerować, że jest to porada lekarza. Przyznacie, że budzi to jednoznaczne skojarzenia i wzbudza zaufanie, przynajmniej do momentu jak sobie uświadomimy jak jest naprawdę. Rónież pisałam o tym w poście:

Reklamy leków w TV


To co jest dostępne bez recepty w aptekach na różne dolegliwości gastryczne to są to środki tłumiące objawy, nic więcej! Gdzie szukać przyczyn?

Człowiek współczesny źle się żywi. Ma do tego cywilizacyjny niedobór kwasów żołądkowych i enzymów trawiennych. W zasadzie ma jelito grube w przewlekłym stanie zapalnym, cały czas. W USA mówi się, że przeciętny obywatel tego kraju (dotyczy to 80% populacji) ma przewlekły stan zapalny układu pokarmowego. To się objawia właśnie wzdęciami, gazami, odbijaniami, biegunkami i zaparciami na zmianę.  Stolec jest raz rzadki, raz bardzo zbity i trzeba się wspomagać środkami na przeczyszczenie. Raz jest biegunka, raz jest zaparcie. Taka sytuacja, utrzymywana przez nas, bo zlekceważona prowadzi do poważnych konsekwencji. Z przewlekłego stanu zapalnego przechodzimy do choroby o podłożu autoimmunologicznym - zespołu nadwrażliwego jelita.


Tu z pomocą przychodzi nam właśnie ALOES. Nie jest to panaceum na wszystkie nasze cywilizacyjne dolegliwości,  ale akurat w temacie zdrowia układu pokarmowego ma wiele do zaoferowania. Przy połknięciu każdego łyku miąższu aloesowego
goimy i likwidujemy stan zapalny 
na każdym odcinku przewodu pokarmowego. Aloes zaczyna już działać w jamie ustnej, ale swoje wspaniałe właściwości przeciwzapalne, przeciwgrzybicze, przeciwbakteryjne i wirusobójcze, a jednocześnie bakteriostatyczne (utrzymuje pH, w którym chętnie przebywają i namnażają się probiotyki) zachowuje również dla jelita grubego. To moja codzienna poranna porcja miąższu aloesowego.


Dzięki temu, że sięgam po niego codziennie już od trzech lat cieszę się zdrowym układem pokarmowym, bez dolegliwości, o których Wam pisałam, a których już od jakiegoś czasu nie doświadczam. Zachęcam Was, abyście po prostu tego spróbowali i dodali miąższ aloesowy do codziennej diety. Przekonacie się jakie będą tego rezultaty. Jeśli ktoś z Was, tak jak ja pije miąższ aloesowy to śmiało - napiszcie o tym w komentarzach pod tym postem.


z wykładu dr Elżbiety Olejnik, Bochnia, czerwiec 2013

wtorek, 12 sierpnia 2014

Aloes goi od środka. O stanach zapalnych.

W poprzednim poście obiecałam, że napiszę więcej o aloesie, który goi nie tylko rany od zewnątrz, ale i od środka. Są wakacje i trudno na pewno Wam i mnie :) zasiąść przed komputerem, przy tylu wakacyjnych atrakcjach i urlopach, ale zdyscyplinowałam się dziś i jak obiecałam, podzielę się z Wami swoją wiedzą na temat gojącej siły aloesu od środka. Zaplanowałam publikację tego postu, jako wstępu i swoistej trylogii. Więcej dowiesz się doczytując do końca :).

Zdaniem Pani doktor, plaga zdrowotna współczesnej ludzkości, z którą nie umie sobie radzić medycyna zwana "poważną" są stany zapalne. Generalnie ludzie dziś cierpią na uogólnione i przewlekłe stany zapalne.

Stan zapalny to naturalny mechanizm zaprojektowany przez naturę i dotyczący wszystkiego co żyje, całego świata ożywionego. Co się za tym kryje, już wyjaśniam, najprościej jak potrafię:

"Stan zapalny jest to mechanizm pozwalający na zwalczanie atakujących twój organizm patogenów 
i naprawianie uszkodzeń spowodowanych 

przez czynniki zewnętrzne"


Te uszkodzenia to mogą być rany, skaleczenia, owrzodzenia ... wszystko, co wymaga wygojenia. Stan zapalny jest PRAWIDŁOWĄ reakcją organizmu na uszkodzenie. Natura to dla nas przewidziała. Jest uszkodzenie, jest stan zapalny. Dlaczego?

Przykład - oparzenie. Jak się oparzymy i to miejsce się staje zaczerwienione, spuchnięte, w tym momencie dla całego naszego organizmu zaczyna mrugać czerwona lampka. Stan zapalny jest wołaniem o pomoc, alarmem na przykład dla makrofagów, żeby przyszły w miejsce oparzenia i zrobiły swoją robotę. Po to jest zaczerwienienie i opuchlizna, żeby cały organizm "zrozumiał", ze tu jest potrzebna pomoc.





Stan zapalny jest czymś co jest naturalne i UWAGA prawidłowe :)
W czym jest problem? Nieprawidłowe jest to, jeżeli on się zbytnio do nas przyzwyczai i zaczyna pozostawać z nami zbyt długo.




Stany zapalne o których wiemy ...

Są objawy, o których wiecie i bardzo dobrze znacie. Wiecie, że coś się dzieje nie tak,  ale próbujecie je tłumic środkami przeciwbólowymi i przeciwzapalnymi ... Zakładam, że jesteście ludźmi odpowiedzialnymi i świadomymi tego, co zdrowiu służy, a co nie :) podam tylko jeden przykład i nie będę do niego już nigdy wracać, obiecuje. :)

Przykład - prosty, choć nieprzyjemny i każdemu może się przydarzyć - bolący ZĄB:

Jeżeli wiesz, że pod danym zębem "coś się kisi", on od czasu do czasu jak się go przygryza, to boli, czasami puchnie, czasami łupie na zmianę pogody, i bierzesz na to tylko ibuprofen, a w porywach bactrim albo biseptol, jak już tak bardzo spuchnie. Po czym jak się już wszystko uspokoi biegasz dalej za swoimi codziennymi zajęciami, zapominając, że coś się z zębem działo. Pewnego dnia tak spuchniesz, dostaniesz takiej gorączki. Okaże się nagle, że popuchły Ci wszystkie stawy, że masz spuchniętą wątrobę, ze tak jakby ten ząb zemścił się i rozprzestrzenił swoim stanem zapalnym na cały organizm, i wtedy będziesz musiał już coś z nim zrobić, tylko wtedy będzie już trochę za późno.

Umawiamy się, że jeżeli wiesz, że masz jakiś stan zapalny, gdzie od czasu do czasu musisz używać leki przeciwbólowe czy antybiotyki nawet,  to ZRÓB coś z tym! To jest Twoja odpowiedzialność za samego siebie. To samo nie zniknie, nie wyparuje, tylko będzie się stawało coraz groźniejsze, nie tylko nieprzyjemnie, ale i niebezpieczne.

Stany zapalne, o których nie wiemy ...

Przykład może długi, natomiast chce przede wszystkim dziś powiedzieć o takich stanach zapalnych o których nie wiesz. Masz może zewnętrzne objawy, takie jak zmęczenie, depresje, przyspieszona akcja serca, skoki ciśnienia ... Są to symptomy uogólnionego stanu zapalnego, który nie jest tak ewidentnie do wskazania jak bolący ząb, tylko znajduje się głębiej i jest trudniejszy do wykrycia.

Wybrałam trzy miejsca, o których warto powiedzieć w kontekście stanów zapalnych:
- układ pokarmowy, a zwłaszcza jelita
- stawy
- tarczyca


Jak dochodzi do stanu zapalnego, który trwa i trwa i trwa ... ? nie powoduje ani gorączki, ani specjalnych boleści tak jak ząb :),  ani też innych strasznych, dramatycznych objawów. Powoduje tylko to, że czujesz się coraz gorzej i coraz słabiej, coraz bardziej zmęczony życiem. I taki stan zapalny, utrzymywany przez długi czas (u jednego trwa to dłużej, u drugiego krócej - jesteśmy różni również pod względem wytrzymałości). To może być zarówno 20 - 30 lat jak i 5 lat, by tak podupaść na zdrowiu, ogólnie, nie wiadomo dlaczego.

Jeżeli jest stan zapalny, który się przedłuża i trwa przez dłuższy czas, zaczynają się choroby z autoagresji!
I tu przychodzi nam z pomocą czysty miąższ aloesowy - wnętrze "wyfiletowanego" liścia aloesowego.




O tym będę pisać w kontekście układu pokarmowego, stawów i tarczycy w trzech kolejnych postach. Powstaje seria postów, do której ten dzisiejszy to tylko wstęp. 

Zapraszam więc do odwiedzania mojego bloga i śledzenia kolejnych publikacji :)



z wykładu dr Elżbiety Olejnik, Bochnia, czerwiec 2013

poniedziałek, 14 lipca 2014

Aloes - "ten od oparzeń"

Jest lato, choć nie codziennie aura o tym świadczy. Niemniej jednak w autobusie widziałam wczoraj dziewczynę poparzoną słońcem, bynajmniej nie opaloną :). Poparzenia mogą też "niechcący" zdarzyć się w domu. Używamy przecież żelazka, przelewany garnek z wrzątkiem ... niektórzy też lutują rozgrzaną lutownicą:). Poparzenia się zdarzają i nikt przecież nie robi tego specjalnie, a jednak ....

Nie zamieszczam drastycznego zdjęcia,
ale wiecie, że może być znacznie gorzej.


Jak sobie radzić z oparzeniami
 i co się z tym wiąże?

Dlaczego oparzenia są tak groźne?
Przy oparzeniu dochodzi do zniszczenia komórek. Ciało się goi, ale te komórki zostają w środku i "zatruwają" organizm.



Aloes najbardziej znany jest na świecie jako "ten od oparzeń", jako cudowna roślina od oparzeń. Żadna inna roślina, ani żaden preparat wymyślony przez człowieka, skomponowany i zsyntetyzowany, nie jest w stanie tak poradzić sobie z bardzo trudną raną oparzeniową. 

Dlaczego rana oparzeniowa to trudny przypadek?
Dlatego, że tkanka, która została zniszczona w procesie oparzenia pozostaje w ranie i ją zatruwa. To właśnie jest znacząca różnica w porównaniu z tym jak się skaleczycie, przekłujecie. Rana kłuta, szarpana, cięta, każda inna. Te rany krwawią, są nieprzyjemnie, bolą, ale ich gojenie na organizmu to mały pikuś :), dlatego, że w rejonie rany gromadzą się makrofagi, momentalnie uruchamiają się wszystkie procesy, w które nas wyposażyła natura, żebyśmy nie umarli od tej ranki. Tak naprawdę można przeżyć bardzo liczne i bardzo rozległe rany. Natomiast z ranami oparzeniowymi jest zupełnie inaczej. W procesie oparzenia II stopnia są martwe tkanki, a w procesie oparzenia III stopnia są tkanki spalone, czyli tkanki, które już zupełnie uległy destrukcji i z punktu widzenia organizmu stają się trucizną. Te martwe tkanki pozostające w miejscu zranienia stają się bardzo niebezpieczne. Stąd często mówi się, i słusznie, że jeśli człowiek ulegnie poparzeniu i to poparzenie obejmie pewien graniczny procent ciała, to człowiek ma niewielkie szanse na przeżycie. Jest tak właśnie ze względu na ten proces samozatrucia. Człowiek wtedy umiera nie z powodu oparzenia, ale z powodu dysfunkcji wątroby, która nie wytrzymuje tej ilości toksyn, pochodzących z poparzonych tkanek. Włączają się też inne procesy, niekorzystne i niebezpieczne dla człowieka.

Na co dzień zdarzyć się może...
Pozostańmy jednak, przy takich opatrzeniach niewielkich - zapałką, żelazkiem, gorącą wodą, kroplą tłuszczu z patelni ... To może nam się przydarzyć każdego dnia. W takich wypadkach, gdy oblejemy się na przykład gorącą wodą przy zlewaniu makaronu, warto mieć pod ręką galaretkę aloesową i  nałożyć ją grubą warstwą na miejsce poparzenia od razu, a będziemy mieli gwarancję, że nie pozostanie po tym nawet ślad! Bez żadnych pęcherzy! "To jakieś cuda" - powiecie, ale nie ... Aloes tak działa! Nie dość, że goi, to jeszcze cofa naturalny proces powstawania pęcherza, bo zawsze powinien się wytworzyć ten pęcherz, zawierający płyn, bo to jest naturalna reakcja prowadząca do wygojenia takiej rany. Zamiast tego, przykładamy do rany aloes i działa! Jeśli użyjemy czystego miąższu aloesowego, względnie osadzonego na nośniku żelowym, czyli galaretki aloesowej, to nie będzie pęcherzy, rana wygoi się i nie będzie po niej śladu! Aloes działa aż tak skutecznie i sprawnie, że daje sobie radę nawet z niebezpiecznymi i rozległymi ranami oparzeniowymi. 


Aloes goi również od wewnątrz.
Wyobraźcie siebie że teraz tą cudowną siłę gojącą aloesu nie tylko przykładamy do skóry, ale też wpuszczamy do środka organizmu przez przewód pokarmowy! Wpuszczamy GO - ALOES do żołądka. Oczywiście miąższ aloesowy wędruje dalej -  dwunastnica, jelito cienkie, jelito grube. Wraz z krwiobiegiem w jelicie cienkim dostaje się do krwi i zaczyna krążyć w naszych tkankach. Razem z tą całą siłą gojącą! Ale o tym będzie już następny post :)


z wykładu dr Elżbiety Olejnik, Bochnia, czerwiec 2013

Jakie są Wasze doświadczenia z oparzeniami i aloesem? Czekam na wasze komentarze.