Tak zaczyna się wiele kawałów, ale nie o dowcipach będzie dziś mowa.
Dziś chcę podzielić się z Wami moimi obserwacjami z trzyletniej praktyki polecania naturalnej suplementacji, w tym picia miąższu aloesowego.
Wiem, że wielu z Was, nawet gdy zaufa mi w tej kwestii, to skonsultuje się najpierw z lekarzem. Najczęściej słyszycie wtedy:
"Nie zaszkodzi. Proszę przyjmować,
pić miąższ."
Nie są to moje przypuszczenia, sami się do tego po jakimś czasie przyznajecie :).
Nie mówiłam Wam tego wcześniej, ale jestem Wam bardzo za to wdzięczna. To znaczy, że poważnie traktujecie sprawę swojego zdrowia. Z wielką uwagą dobieracie to, co wkładacie w siebie :) I bardzo dobrze! Tak ma być! O to w tym wszystkim przecież chodzi.
Pojawiły się u mnie przy okazji takie przemyślenia.
Z jednej strony lekarz, to zawód cieszący się zaufaniem społecznym. W jego kompetencjach jest doradzanie nam w temacie zdrowia, nie tylko leczenie chorób. W praktyce akcent położony jest zupełnie gdzie indziej. Lekarze przede wszystkim leczą i to przypadki bardzo poważne, bo z takimi zgłaszamy się do lekarzy, z rożnych względów (chociażby długie kolejki na wizyty i badania). Zanim zostanie postawiona właściwa diagnoza a my podejmiemy leczenie mija dużo czasu, czasami za dużo. Znamy rzeczywistość zwłaszcza polskiej służby zdrowia i nie będę tego tematu rozwijać.
Z drugiej strony taki obrazek: Przychodzi mężczyzna lub kobieta :) do lekarza ze szklaną butelką (bo kartonów wyścielanych folią z aluminium nie pochwalam) soku warzywnego czy z owoców i pyta
" Panie doktorze, czy ja mogę to pić? Nie zaszkodzi mi?"
Jestem ciekawa co byście o tym pomyśleli. W zasadzie możecie o tym napisać w komentarzach :)
Zachęcam do aktywności na blogu. Rozmawiajmy tu o zdrowiu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Chcesz o coś zapytać? - napisz.
Chcesz dać mi feedback? - napisz
Czekam na Wasze komentarze i wiadomości od Was.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.