poniedziałek, 14 lipca 2014

Aloes - "ten od oparzeń"

Jest lato, choć nie codziennie aura o tym świadczy. Niemniej jednak w autobusie widziałam wczoraj dziewczynę poparzoną słońcem, bynajmniej nie opaloną :). Poparzenia mogą też "niechcący" zdarzyć się w domu. Używamy przecież żelazka, przelewany garnek z wrzątkiem ... niektórzy też lutują rozgrzaną lutownicą:). Poparzenia się zdarzają i nikt przecież nie robi tego specjalnie, a jednak ....

Nie zamieszczam drastycznego zdjęcia,
ale wiecie, że może być znacznie gorzej.


Jak sobie radzić z oparzeniami
 i co się z tym wiąże?

Dlaczego oparzenia są tak groźne?
Przy oparzeniu dochodzi do zniszczenia komórek. Ciało się goi, ale te komórki zostają w środku i "zatruwają" organizm.



Aloes najbardziej znany jest na świecie jako "ten od oparzeń", jako cudowna roślina od oparzeń. Żadna inna roślina, ani żaden preparat wymyślony przez człowieka, skomponowany i zsyntetyzowany, nie jest w stanie tak poradzić sobie z bardzo trudną raną oparzeniową. 

Dlaczego rana oparzeniowa to trudny przypadek?
Dlatego, że tkanka, która została zniszczona w procesie oparzenia pozostaje w ranie i ją zatruwa. To właśnie jest znacząca różnica w porównaniu z tym jak się skaleczycie, przekłujecie. Rana kłuta, szarpana, cięta, każda inna. Te rany krwawią, są nieprzyjemnie, bolą, ale ich gojenie na organizmu to mały pikuś :), dlatego, że w rejonie rany gromadzą się makrofagi, momentalnie uruchamiają się wszystkie procesy, w które nas wyposażyła natura, żebyśmy nie umarli od tej ranki. Tak naprawdę można przeżyć bardzo liczne i bardzo rozległe rany. Natomiast z ranami oparzeniowymi jest zupełnie inaczej. W procesie oparzenia II stopnia są martwe tkanki, a w procesie oparzenia III stopnia są tkanki spalone, czyli tkanki, które już zupełnie uległy destrukcji i z punktu widzenia organizmu stają się trucizną. Te martwe tkanki pozostające w miejscu zranienia stają się bardzo niebezpieczne. Stąd często mówi się, i słusznie, że jeśli człowiek ulegnie poparzeniu i to poparzenie obejmie pewien graniczny procent ciała, to człowiek ma niewielkie szanse na przeżycie. Jest tak właśnie ze względu na ten proces samozatrucia. Człowiek wtedy umiera nie z powodu oparzenia, ale z powodu dysfunkcji wątroby, która nie wytrzymuje tej ilości toksyn, pochodzących z poparzonych tkanek. Włączają się też inne procesy, niekorzystne i niebezpieczne dla człowieka.

Na co dzień zdarzyć się może...
Pozostańmy jednak, przy takich opatrzeniach niewielkich - zapałką, żelazkiem, gorącą wodą, kroplą tłuszczu z patelni ... To może nam się przydarzyć każdego dnia. W takich wypadkach, gdy oblejemy się na przykład gorącą wodą przy zlewaniu makaronu, warto mieć pod ręką galaretkę aloesową i  nałożyć ją grubą warstwą na miejsce poparzenia od razu, a będziemy mieli gwarancję, że nie pozostanie po tym nawet ślad! Bez żadnych pęcherzy! "To jakieś cuda" - powiecie, ale nie ... Aloes tak działa! Nie dość, że goi, to jeszcze cofa naturalny proces powstawania pęcherza, bo zawsze powinien się wytworzyć ten pęcherz, zawierający płyn, bo to jest naturalna reakcja prowadząca do wygojenia takiej rany. Zamiast tego, przykładamy do rany aloes i działa! Jeśli użyjemy czystego miąższu aloesowego, względnie osadzonego na nośniku żelowym, czyli galaretki aloesowej, to nie będzie pęcherzy, rana wygoi się i nie będzie po niej śladu! Aloes działa aż tak skutecznie i sprawnie, że daje sobie radę nawet z niebezpiecznymi i rozległymi ranami oparzeniowymi. 


Aloes goi również od wewnątrz.
Wyobraźcie siebie że teraz tą cudowną siłę gojącą aloesu nie tylko przykładamy do skóry, ale też wpuszczamy do środka organizmu przez przewód pokarmowy! Wpuszczamy GO - ALOES do żołądka. Oczywiście miąższ aloesowy wędruje dalej -  dwunastnica, jelito cienkie, jelito grube. Wraz z krwiobiegiem w jelicie cienkim dostaje się do krwi i zaczyna krążyć w naszych tkankach. Razem z tą całą siłą gojącą! Ale o tym będzie już następny post :)


z wykładu dr Elżbiety Olejnik, Bochnia, czerwiec 2013

Jakie są Wasze doświadczenia z oparzeniami i aloesem? Czekam na wasze komentarze.

czwartek, 10 lipca 2014

Zdrowy czy chory?

Parę dni temu, przy obiedzie wywiązała się ciekawa dyskusja ze znajomymi i to ona skłoniła mnie do przemyśleń, którymi z Wami się teraz podzielę. Temat dotyczył odwiecznego filozoficznego pytania:
"Co to znaczy, że człowiek sam o sobie
może powiedzieć, że jest zdrowy czy chory?

Spróbuję napisać krótko co o tym myślę i jak to rozumiem.

Mam taki w domu.  "Górale wiedzo najlepij" :)


Zdrowy człowiek to dla mnie taki, którego organizm funkcjonuje poprawnie. Mam na myśli np:
- poprawne trawienie i wchłanianie dobrego pokarmu, bez żadnych dolegliwości 
Oczywiście zakładam, że po zjedzeniu "świństwa" mamy prawo, a nawet powinniśmy się źle czuć, potocznie mówiąc "przechorować". Następnym razem będziemy mieli nauczkę, by ostrożniej dobierać posiłki. Jeśli ktoś ma tzw. alergie pokarmowe, to znaczy, że jego układ pokarmowy nie działa poprawnie i nawet jedzenie powszechnie uważane za zdrowe może mu zaszkodzić, ale jest to już jednostka chorobowa. To się leczy.
- dobry, regenerujący sen i pobudkę z entuzjazmem, energię życiową na codzień :)
Noc jest po to byśmy odpoczywali i regenerowali nasz organizm. Jeśli ktoś ma problemy ze snem, to to już wymaga uwagi. To samo z pobudką rano. Jeśli Twoje poranki wyglądają tak, jak w popularnym filmie "Dzień świra" i nic Ci się nie chce, to zrób coś z tym! Poniżej mała podpowiedź :)


"Zwykle, ludziom jednak się chce" ks. Jacek Stryczek
- szybką i skuteczną walkę z infekcjami
Dopuszczam do siebie myśl, że każdemu człowiekowi "zdarzy się coś złapać". Nie chodzi tu jednak o to byśmy wypadali wtedy z obiegu na całe tygodnie. Myślę tu o powszechnych infekcjach sezonowych. Można, i ja jestem tego najlepszym przykładem, poradzić sobie z taką przygodą bardzo skutecznie i szybko (ok. 48 - 72h).  Dobrze funkcjonujący układ odpornościowy, ani nie wyciszony, ani zbytnio nie pobudzony przy wsparciu naturalnych środków z witaminą C i naturalnych antybiotyków, które działają też na wirusy (aloes, czosnek, propolis) radzi sobie. Tak, po prostu radzi sobie!

Czy "zdrowy" to znaczy
to samo co "czuje się dobrze"?


No właśnie ... dobre pytanie! Moim zdaniem to nie to samo. Dwa przykłady:

I. Gorączka - bardzo pożądana przy infekcjach, oczywiście w rozsądnych granicach, żeby nie była groźna dla życia. Jest to mechanizm obronny organizmu, więc właściwie taka podniesiona temperatura jest objawem prawidłowego funkcjonowania, prawidłowej reakcji na bodziec (w tym przypadku infekcję). Tak naprawdę prawdziwy problem ze zdrowiem mamy wtedy, gdy ta gorączka nie występuje!
II. U Kobiet, więc bliski mi temat :) - miesiączka. Powoduję delikatnie mówiąc "dyskomfort" i co za tym idzie nierzadko rozdrażnienie, bólem  i innymi dolegliwościami, ale w żadnym wypadku nie jest to objaw choroby. Występująca regularnie, jest objawem zdrowia :).


Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wyczerpię tematu ani dziś, ani kiedykolwiek. Zachęcam Was  do refleksji i zadawania sobie pytań:
Jak to ze mną jest? 
Czy dobrze mi z tym jak funkcjonuję? 
Czy coś chciałbym poprawić? 
Jak mogę nadać swojemu życiu lepsza jakość? 

A jak ty to rozumiesz? Zapraszam do komentowania i dyskusji.